Historia szampana to historia wojen, rewolucji, splądrowanych piwnic, zarazy i głodu, która niewiele wspólnego ma ze współczesną wizją romantycznego trunku do kolacji przy świecach. Jak ten mętny, przegazowany i kwaśny napój z soku z buraków stał się symbolem sukcesu, bogactwa i dobrej zabawy? Poznajcie historię najbardziej dekadenckiego ze wszystkich win.
Ten tekst jest zapisem podcastu Strefa Wolnocłowa
Zbyt długi, by go czytać? Posłuchaj całości w podcaście!
Ziemia, która rodzi cuda
W roku 451, hun Attyla wraz ze swoją armią staje naprzeciw żołnierzy rzymskich i ich sojuszników. Ta bitwa ma zadecydować o losach ówczesnego świata. – Na ziemi, po której przejdą nasze konie, nie wyrośnie już nic – ma przemawiać do swoich sprzymierzeńców wódz Hunów. W Bitwie na Polach Katalaunijskich Hunowie zostaną jednak pokonani, a na przestrzeni kolejnych wieków przez te, i sąsiednie pola Szampanii przetaczać się będą najcięższe i jedne z najkrwawszych bitew w historii. Mimo to ziemia ta urodzi także jedne z najlepszych winnych gron w tej części świata. Jednak winogrona to dopiero połowa sukcesu. Potrzebni są jeszcze ludzie, którzy potrafią z kwaśnych, galeretowatych owoców zrobić coś więcej, niż babcine konfitury.
Kto wymyślił szampana?
Takim człowiekiem w świecie szampana był dla wielu Dom Pierre Perignion, benedyktyński mnich, żyjący w latach 1638 – 1715 w opactwie Hautvilliers w Szampanii. Podobnie jak cały region opactwo nie miało łatwego życia. Wielokrotnie napadane i plądrowane pewnie opustoszało by i nigdy nie zapisało się niczym szczególnym w historii, gdyby nie pomysłowy mnich i winiarz. Dom Perignon nie miał jednak ani na imię Dom, ani nawet nie wynalazł Szampana. Łaciński skrótowiec DOM, to benedyktyńska maksyma Deo Optimo Maximo, oznacza Bogu najlepszemu największemu – umieszcza się ją przed imionami mnichów. Zakonnik nosił imię Pierre. Wina musującego nie wynalazł, bo to, najprawdopodobniej, proces fermentacji alkoholu w butelkach istniał już w Anglii. Co więcej, poczciwy Pierre, nie wiele wspólnego miał także z samym szampanem. Wbrew legendzie bowiem, wytwarzał głównie wina czerwone i białe, pilnując, by nie pojawił się w nich gaz. Szampania zawdzięcza mu jednak położenie podwalin pod technikę produkcji musującego trunku. On jako pierwszy najprawdopodobniej opracował metodę wyrobu białego wina z czerwonych winogron. Był też wielkim orędownikiem mieszania ze sobą poszczególnych odmian winorośli, choć dziś miesza się już gotowe wina.
Kim był Dom Perignon
Faktem jednak jest że dziś imię Dom Perignon nosi jeden z najbardziej prestiżowych rocznikowych szampanów. Zanim jednak udało się wytworzyć nie tylko pierwszy rocznikowy, ale pierwszy w ogóle szampan, minąć musiało naprawdę sporo czasu. Zostawmy więc na chwilę braciszka Pierra i przenieśmy się znowu w przyszłość. W czasach ludwika XV szampan zaczyna mościć sobie posłanie na dworach europejskich możnowładców. Wciąż jednak wino z bąbelkami stanowi może dwa procent z ogólnej produkcji Szampanii. Nie łatwo jest wyprodukować bowiem musujące wino, nie znając mechanizmu fermentacji i nie wiedząc o istnieniu drożdży.
Szampan czyli diabelskie wino
Zimą drożdże zaczynają hibernacje w zimnych piwnicach i budzą się na wiosnę, by ruszyć ze swoją fiestą. Efekt? wielu producentów bało się zaglądać do piwnic. Po szampana, winiarze sięgali dopiero w żelaznych maskach, bardzo ostrożnie postępując z butelkami. Diabelskie wino wybuchało, kaleczyło ręcę i nogi, wybijało oczy. A na domiar złego, wystarczy kilka ciepłych dni, by ilość zgromadzonych w piwnicy butelek zmniejszyła się nawet o 90 procent. Co więcej, wina, które przetrwają tę wiosenną kanonadę wcale nie muszą nadawać się do picia. Są często zbyt wodniste, za kwaśne albo zupełnie pozbawione gazu. To, co dociera na królewskie i cesarskie dwory jest więc bardzo różnej jakości, a na domiar złego zawiera sporą ilość drożdżowego osadu. Szampana w tych czasach pije się więc na raz, odstawiając kielich do misy, do której ścieka niepożądany osad. Dopiero wtedy zaserwować można następny kieliszek.
Srebro i odchody
Pierwszym, który mimo przeciwności poświęcił się produkcji musującego trunku jest claude Moet. Będzie on też pierwszym, który zaopatrywał królewski dwór w swój trunek. Czym Claude uwiódł możnych francji? W czasach Ludwika XV jakość szampana pozostawia często wiele do życzenia. Oprócz już wspomnianych problemów, producenci starają się tuszować niedoskonałości w smaku dodając do wina czarny bez, przeróżne leki, glinek srebra, a nawet… odchody gołębi.
Wiele wskazuje na to, że wina Moeta były przynajmniej odrobinę lepsze od konkurencji. Rodzinny biznes wychodzi Moetowi całkiem dobrze, aż do wybuchu rewolucji Francuskiej w 1789 roku. Claude nie doczeka jej końca, umrze bowiem, pozostawiając winiarnie w rękach syna, a następnie biznes przejdzie na wnuka Jeana Remy Moeta, prywatnie przyjaciela Napoleona I. Wybiegliśmy jednak w przyszłość.
Ostatnie osiągnięcie monarchii
Ostatnim wielkim osiągnięciem francuskiej monarchii w zakresie szampana będzie zniesienie obowiązku przechowywania win musujących w dębowych beczkach dla celów podatkowych. To stworzy dopiero warunki do butelkowania trunku wraz z bąbelkami w odpowiednio zabezpieczonych butelkach.
Rewolucja, co było do przewidzenia, rozgrabi piwnice, ale także rozparceluje szampanie. Stanowiące własność kościoła około 10 proc. szampanii zostanie podzielone i sprzedane mniejszym indywidualnym winiarzom. Dodatkowo, producentom nie pomagał fakt, że większość ich najlepszych klientów straciła głowę do interesów, dosłownie i w przenośni. Ginąca na gilotynie arystokracja była jednym z najlepszych klientów dla szampańskiego biznesu. Na domiar złego, w 1792 roku połączone armie Prus i Austrii rozpoczynają marsz na Paryż przez Szampanie. Bitwa pod Valmy nie była ani najcięższą, ani najkrwawszą z bitew, którą mieli stoczyć mieszkańcy Szampanii. Po rewolucji i wojnie z Prusami nadeszła epoka Napoleońska.
Szampan, jakiego znamy
A co dobrego przyniosła epoka cesarza wszystkich francuzów? Napoleon, prywatnie ogromny miłośnik bąbelków, za sprawą swojego ministra Jean Antoine Szaptala ustandaryzował system dosładzania gotowego wina.Dodatek cukru rozpuszczonego w moszczu winnym pozwolił na kontrolę poziomu alkoholu oraz kwasowości wina. Dziś prawo starannie reguluje to czym, jak i w jakiej ilości można dosładzać wino, a dosypywanie cukru do kadzi to ponure wspomnienie z zamieszłych wieków, tym niemniej, gdyby nie Szampal wina z szampanii być może nigdy nie zyskałyby takiego rozgłosu.
Szampan szablą otwierany
Nie mniej, zachwyt nad możliwościami szaptalizacji nie trwał szczególnie długo, bo w w styczniu 1814 roku połączone armie Prus, Austrii i Rosji weszły na teren Szampanii po raz kolejny i po raz kolejny zaczęły plądrowanie. Czy to wtedy narodziła technika otwierania butelek szablą zwana z francuskiego Sabrage? Mnie udało się znaleźć dwie anegdoty na ten temat. Pierwsza, ta bardziej znana, mówiła o tym, że bawiący w Reims napoleońscy żołnierze byli podejmowani w Veuve Clicquot przez samą Madame Cliquot. Gdy odjeżdżali do bitwy, wspomniana dziedziczka wręczała im po butelce szampana, którego ci, siedząc już na koniu nie potrafili otworzyć. By zaimponować, kobiecie żołnierze utrącali szyjkę butelki za pomocą szabli. Druga z anegdot, przypisuje wynalezienie metody sabrage sfrustrowanym prusakom, którzy plądrując piwnice w jednym z szampańskich domów nie potrafili poradzić sobie z dopiero co wprowadzonym drutem do zabezpieczania korka. Faktem jest jednak, że butelkę szampana da się bez większego wysiłku otworzyć nie tylko szablą, ale i zwykłym nożem, ślizgając ostrze po szyjce butelki i uderzając pewnym ruchem w zgrubienie, gdzie zaczyna się korek.
600 tysięcy opróżnionych butelek
Potłuczone butelki to tylko jeden z problemów na jakie natrafili producenci w starciu z żołnierzami obcych armii. W piwnicach Moet en Chandon Rosjanie podczas swojej niezapowiedzianej wizyty opróżnili 600 tysięcy butelek. Według filozofii: ci którzy dziś mnie okradają, jutro będą najlepszymi ambasadorami mojej marki, firma nie przejeła się aż tak bardzo stratą. Okazało się bowiem, że powracający do domów Rosjanie, Prusacy i Austriacy rozsmakowali się w Szampanie.
Napoleon umiera w 1821 roku na wyspie św. Heleny, a we Francji powraca monarchia z złoty czas dla Szampana. Kulminacją tej, trwającej kilka dekad epoki jest winobranie 1865 roku, jedno z najwspanialszych jakie widziała Szampania. Rozwija się zresztą nie tylko ten region, ale i cała Francja. Paryż się elektryfikuje, zaczyna się epoka pary w metropolii oraz jej koloniach, gospodarka kwitnie. W Szampanii nie wiążą już korka sznurkiem, druciane koszyczki, które znamy z każdej butelki wina musującego na świecie, wchodzą do masowego użycia. Pojawiają się sreberka okrywające szyjkę butelki i korek. Co więcej, producenci odkrywają remuage, czyli sposób na pozbycie się osadu, poprzez skierowanie go do szyjki butelki, by następnie wystrzelić go razem z korkiem.
Szampan idzie za armią
Udoskonalenie tego procesu w jego dzisiejszej formie zawdzięczamy wspomnianej już Madame Nicole Barb Cliquot. Po śmierci męża, w 1806 roku przejęła majątek rodzinny, a w raz z nim technologię i wszystko, co potrzebne było do produkcji szampana. Występując pod tytułem Veuve, czyli wdowy rozwinęła firmę na niespotykaną skalę, wysyłając swoje produkty na dwory w całej Europie. Zresztą, okres wojen przyniósł paradoksalnie rozkwit nowych możliwości sprzedaży. Wszędzie tam, gdzie pojawili się francuscy żołnierze pojawiał się Szampan. Mistrzem takiej wojennej sprzedaży był Charles Henri Heidsieck, który, gdy tylko armia napoleona zaczęła zbliżać się do moskwy, kupił białego rumaka i pognał z Reims do stolicy Rosji, by być na czas zwycięstwa ze swoimi próbkami Szampana. Oczywiście, konkurencja nie spała. Lois Bohne, agent Veuve clicquot był z carskim dworem w bardzo dobrej komitywie. Tak dobrej, że szampański dom wdowy Cliqout traktował rosję jako własne podwórko. Zresztą, gdy Rosjanie, z uwagi na wojnę z francją zablokowali dostawy szampana, Bohne zaczą przemycać trunek, maskując go w dostawach kawy. Szampan sprzedawał się w Rosji fenomenalnie aż do 1917 roku. To dla cara Aleksandra II powstała słynna kryształowa butelka Szampana Louis Roederer I Crystal. Możemy go zresztą spróbować do dziś w bardzo przystępnej cenie 1349 złotych za butelkę.
Heidsieck kupuje Kolorado
Przed samą rewolucją październikową 10 procent ogólnej szampana stanowiły butelki wysyłane właśnie do imperium carów. Heidsieck jako pierwszy otworzył się także w tak szerokim stopniu na rynek amerykański, co niemal przypłacił życiem. Gdy w USA wybuchła wojna o niepodległość, szybko okazało się, że Francuz może nie odzyskać należnych mu za wysłanego szampana pieniędzy. Próba odzyskania długu skończyła się wymianą barterową – szampan za dwa statki bawełny. Oba zatonęły w drodze do francji, zaś Heidsieck został aresztowany pod zarzutem szpiegostwa i skazany na śmierć. Udało mu się, na szczęście uniknąć wyroku i dzięki działaniom dyplomatycznym w końcu powrócił do ojczyzny. Był spłukany, chory i bez środków do życia. Szczęście uśmiechnęło się do niego, dopiero gdy jego brat podarował mu tytuł do sporej wielkości ziemi w Kolorado. Miało to w części wynagrodzić mu straty finansowe poniesione w USA. Heidsieck ziemię sprzedał, a pieniądze zainwestował w dalszy rozwój.
Rzeź prusaków
Poza tego rodzaju spektakularnymi historiami producentom Szampana wiodło się całkiem pomyślnie aż do lipca 1870 roku, gdy Napoleon III wypowiedział Prusom wojnę, którą zresztą przegrał i którą zakończył abdykacją. Wojna ta okazała się jednak dotkliwa nie tylko dla trzeciego w kolejce Napoleona, ale również dla Szampanii, przez którą, jak zawsze przetoczyły się kolejne bitwy. Tym razem znacznie krwawże i brutalniejsze niż do tej pory. Prusacy ginęli pod naporem francuskich karabinów maszynowych. Ciała pomordowanych piętrzyły się w zastraszającym tempie, zmarłych porzucano w błocie, a bezpośredni świadkowie mówili, że ciężko było znaleźć zwłoki żołnierza, które byłyby w jednym kawałku. W końcu jednak Prusacy dopięli swego i rozpoczęli okupację Szampanii.
Okupacyjne władze co prawda dały słowo producentom, że winobranie przebiegnie bez zakłóceń, a żołnierze zostawią piwnice w spokoju, ale to nie zmniejszyło wzajemnych i zrozumiałych animozji. Niech poziom tego napięcia odda anegdota na temat wspólnej kolacji Madame Pommery i Alfreda von Waldersee, niemieckiego attaché we Francji oraz pruskiego księcia Von Hohelohe, która odbyła się w posiadłości tej pierwszej:
Zadowolony Von Hohelohe, pochwalił się, że udało mu się zarekwirować całą broń mieszkańcom Szampanii.
- Mogę zapewnić pana, że część mieszkańców nadal ma broń. – tu Madame wyjęła maleńki rewolwer z torebki – nigdy się z nim nie rozstaje – dodała
- Madame, w domu gubernatora! – zaoponował.
- Przypominam panu, że to mój dom i wciąż znajdują się w nim strzelby należące do mojej rodziny. Może chce pan poszukać? – odrzekła Pommery
- Niech pani zatrzyma swoją broń madame. My prusacy nie rozbrajamy kobiet. To one rozbrajają nas – miał odrzec Waldersee.
Rozbrajanie Francji
Sytuacja z miesiąca na miesiąc się pogarszała. Pruskie wojsko miało w poważaniu rozkaz o tym, by zostawić szampana w spokoju, a wysadzone w powietrze tory kolejowe uniemożliwiły transport zamówionych trunków na rynki w Europie. Sprzedaż spadła o ponad 50 procent. Mimo iż Niemcy rozbroili francuzów, ci nie zamierzali poddać się okupacji bez walki. Zabójstwa kolejnych żołnierzy okupanta ściągały krwawe odwety na mieszkańców Szampanii. Egzekucje i palenie domostw stało się stałym obrazkiem na francuskiej prowincji.
Pierwszy wytrawny szampan
W tych trudnych czasach Madame Pommery wpadła na wydawać by się mogło samobójczy pomysł wypuszczenia wytrawnego szampana. Samobójczy, bo trunek tego typu robi się niezwykle trudno, szczególnie, gdy twoje winnice okupuje przez 24 godziny na dobę obce wojsko w pikielhaubach na głowie. Wojna z Prusami zakończyła się w 1871 roku.
Ale Madame Pommery nie zamierzała zakończyć swoich eksperymentów. W końcu przekonała plantatorów do tego, by zbierali winogrona w sposób, w jaki im karze. Efekt? Pommery z 1874 roku był jednym z najlepszych szampanów w historii. Madame Lułiz Pommery zmarła w 1890 roku, a jej pogrzeb był największym niemal państwowym wydarzeniem, które przyciągnęło rzesze ludzi, nie tylko tych produkujących szampana. Dla setek tysięcy francuzów postać drugiej najsławniejszej wdowy Szampanii była uosobieniem dumy i tradycji regionu. Niestety, te szczęśliwe czasy wkrótce miały się skończyć.
Wino z buraków
Na początku XX wieku, na plantatorów winogron spadła klęska głodu. Producenci szampana zaczęli skupować winogrona poza szampanią, a co bardziej bezwzględni dolewali do swoich wyrobów soki z buraków czy owoców, by rozcieńczyć wino i zwiększyć jego ilość. W efekcie w szampanii wybuchły masowe protesty, do spacyfikowania których premier Georges Clemenceau musiał wysłać wojsko. W końcu rząd ugiął się jednak pod naporem protestujących, uznając że szampan może być produkowany jedynie na drodze fermentacji alkoholowej moszczu lub soku winogronowego. Choć dziś brzmi to kuriozalnie, to jeszcze w czasach naszych pradziadków, szampan z buraków nie był wcale czymś rzadkim. Na usprawiedliwienie wytwórców, trzeba powiedzieć, że w okresie, o którym mówimy winnice nie tylko we Francji, ale i na całym świecie pustoszy filoksera – szkodnik żerujący na krzewach winogron. O pandemii jaką wywołał, możecie posłuchać w drugim odcinku Strefy Wolnocłowej, gdzie w szczegółach omawiam historię zarazy, która pozbawiła nas praktycznie wszystkich odmian winnych gron na tej planecie.
W efekcie, winobranie roku 1910 okazało się katastrofą. Filoksera, atak pleśni, przymrozków i bóg jeden wie czego jeszcze doprowadził do spadku ogólnej ilości zbiorów o 96 proc.
Wojna, która podpaliła Szampanię
Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Po filokserze i protestach winiarzy wisiała już kolejna wojna. Zanim udało się wytyczyć na dobre granice szampanii na katedrę w Reims spadły pierwsze pociski. Rozpoczął się najkrwawszy konflikt zbrojny w historii regionu i największa wojna jaką dotychczas widział świat.
W sierpniu 1914 roku Szampania została odcięta od świata. Francuzi wysadzili mosty, którymi można było się wydostać z regionu. Taktyka wojny błyskawicznej spowodowała zresztą, że Niemcom udało się w bardzo szybkim tempie zająć Reims i Epernay, po drodze niszcząc bezcenne zabytki kultury i zabijając mężczyzn kobiety i dzieci w Luksemburgu, Belgii i Francji właśnie. Niemcy co prawda zostawili piwnice szampanii w spokoju, ale już niekoniecznie inne, ważne dla francuzów miejsca, jak choćby katedrę w Reims, w której koronowało się większość władców francji. Świątynia do końca pierwszej wojny światowej zostanie prawie w całości zniszczona.
Najbardziej francuska z bitew
Gdy Niemcy stają na przedpolach Paryża, Francuzi na front bitwy pod marną dowożą żołnierzy paryskimi taksówkami. Plan zadziałał. Nie tylko udało się obronić Paryż, ale także wyzwolić okupowane miasta Szampanii w niemal tydzień po rozpoczęciu okupacji. Jak donosił w swoich wspomnieniach Henri Outin, ówczesny szef sprzedaży domu Pommery, zwycięstwo tak zaskoczyło francuzów, że nie zdążyli nawet zjeść śniadania. Zdążyli za to złapać butelkę Pommery rocznik 1906 dla uczczenia zwycięstwa. Gdy Francuzi wrócili na miejsce bitwy, dostrzegli ciała pokonanych Niemców, bezwładnie leżące w rowach i okopach. Nie byli martwi, a pijani do nieprzytomności. Wokoło zaś porozrzucane były butelki szampana. Tego dnia nie tylko zwycięzcy dobrze się bawili.
Kolejne miesiące nie były już jednak tak wesołe. 330 tysięcy żołnierzy francuskich straciło życie w pierwszych tylko miesiącach wojny, kolejne, w 1915 życie oddało kolejnych 450 tysięcy mundurowych.
Przez trzy lata Reims było bombardowane przez 1051 dni. Dodajmy, że 3 lata mają łącznie 1095 dni. Zniszczeniu uległo 98 procent miasta. Z 4 tysięcy domów ocalało zaledwie czterdzieści. Bombardowanie dosięgło także posiadłości producentów Szampana.
Krwawe winobranie
Nie lepiej było w pozostałych miejscowościach należących do regionu szampanii. Wielka wojna była wojną okopów, a okopy, w których teraz toczyła się wielomiesięczna wojna pozycyjna, przebiegały przez środek winnic. Żołnierze jedli, spali, pili i walczyli obok trupów pomordowanych kolegów, brodząc w błocie, wśród szczurów. W tym krajobrazie wyrastały wciąż jeszcze winogrona, które… no cóż ktoś musiał zebrać. Winobranie 1914 roku przepłaciła życiem przynajmniej dwudziestka dzieci i znacznie więcej dorosłych kobiet, które tamtej jesieni zdecydowały się pomóc przy zbiorach. W samym tylko Pommery nie było dnia, w którym telegram nie obwieszczałby o czyjeś śmierci. Praca przy zbiorach była nie tylko niezwykle wymagająca fizycznie, ale także niebezpieczna. Don Kladstrup w książce Champagne: How the World’s Most Glamorous Wine Triumphed Over War and Hard Times pisze, że Henri Outin zaoferował swoim pracownikom możliwość przeniesienia się daleko za linię frontu. Bezpieczniejsza praca miała wiązać się też z lepszym wynagrodzeniem. Wszyscy jednak, wedle słów Kladstrupa mieli odmówić.
Kompania, maski włóż!
Podczas winobrania w 1916 roku pracownicy czołgali się pod osłoną nocy tuż przy linii frontu, a gdy nieprzyjaciel zaczął rozpuszczać trujący gaz, kazał założyć im maski przeciwgazowe. Zbiory toczyły się tak blisko okopów nieprzyjaciela, że dało się słyszeć rozmawiających po niemiecku żołnierzy.
Było też, obok życia okopowego, życie normalne, albo przynajmniej jego namiastka. W podziemnych korytarzach, w piwnicach szampańskich domów nie tylko funkcjonowały regularne schrony przeciwlotnicze, ale także swoje usługi oferowali krawcy, cieśle, szewcy, lekarze. W podziemiach fukcjonowały klinki, kościoły, szpitale.
Życie w podziemiach
W ciemnych zimnych piwnicach życie toczyło niemal jak dawniej, co oznaczało, że odbywały się również uroczyste kolacje przy świecach i szampanie – w końcu, przypominam, rzecz dzieje się we Francji. Projektant Paul Poiret wspominał jedną z takich kolacji, na którą zaprosił go ówczesny szef Veuve Clicquot. Wieczera rozpoczęła się przy akompaniamencie niemieckiego bombardowania. 16 butelek szampana później, gdy bombardowanie ustało i można było wrócić na powierzchnię Paul Poiret odkrył, że chodzenie nie jest już jego mocną stroną. Na jego usprawiedliwienie dodać należy, że szampan stał się narzędziem podtrzymywania na duchu i dodawania odwagi.
Hart ducha i szampan
W 1917 roku na froncie walczyło 7 milionów francuzów. Dla podbudowy morale każdy z nich, zarządzeniem francuskiego parlamentu, otrzymał butelkę szampana. W 1918 roku do obrony Reims oddelegowano żołnierzy z Afrykańskich kolonii. Za każdy dzień dawania odporu niemcom otrzymywać mieli po dwie butelki szampana. Agresor nigdy nie udało się przełamać oporu broniących.
Czy szampan pomógł francuzom przetrwać wojnę? Na pewno, wydatnie się do tego przyczynił. Wraz z podpisaniem rozejmu w Compiègne rozpoczęło się szacowanie strat. Oprócz wymienionych i widocznych zniszczeń, należy wspomnieć o około 40 procentach domów szampańskich które nie przetrwały wojny, o setkach zabitych i zaginionych, którzy nigdy już nie wrócili do ojczyzny oraz o 50 tysiącach akrów ziemi, którą uznano za czerwoną strefę, czyli nie nadające się do rewitalizacji.
Szampania i jej mieszkańcy przetrwali jednak dzięki współpracy i hartowi ducha. Kolejne lata choć trudne, miały przynieść ponowną odbudowę dawnej świetności, przynajmniej do czasu wybuchu kolejnej wojny, ale to już zupełnie inna opowieść.
O tym, co działo się dalej, oraz o tym, jak dziś powstaje szampan posłuchacie już w drugiej części podcastu o szampanii, na który już dziś serdecznie was zapraszam.
Ten tekst jest zapisem podcastu Strefa Wolnocłowa
Dodaj komentarz