Warszawa – Amsterdam. Tanio i prosto z Lotniska Chopina. W dodatku z LOTem, bez bzdurnych regulacji odnośnie do bagażu, bez stresu, bezpośrednio. Wszystko to jednak w teorii. Bo polski przewoźnik zaszalał, a już w Berlinie wzywano do nas policję, a to nawet nie był nasz największy problem tego dnia.

Warszawa – Amsterdam: lot odwołany
Wszystko zaczyna się w piątek wieczór. SMS – lot odwołany, proszę dzwonić na infolinię. 30 minut czekania i muzyczki, która mówi wprost “Pocałujcie nas w dupę”. W końcu odzywa się kobiecy głos po drugiej stronie linii i pyta w czym może pomóc. Okazuje się jednak, że nie może, ale przekieruje nas do właściwej osoby. Muzyczka. Jest lot, ale z przesiadką – informuje kolejna pani. Może być przez Monachium. Świetnie! bierzemy. To najtańsza opcja w tej chwili, bo na 12 godzin przed wylotem, najtańszy samolot to koszt 1500 złotych za osobę. Pijemy drinka, idziemy spać. Relaks. Jutro o tej porze będziemy relaksować się w Amsterdamie. Szósta rano. Kolejny SMS. Lot opóźniony, na przesiadkę nie zdążymy. Memory – five – infolinia. Muzyczka. Kolejna pani, kolejny lot. Tym razem do Amsterdamu polecimy przez Berlin, kilka godzin później. Ważne, że polecimy. Udaje nam się wylecieć, ale straciliśmy poranek wisząc na słuchawce.
Amsterdam – co zobaczyć?
Berlin: kontrola bezpieczeństwa z więzieniem w tle
Amsterdam, nadchodzimy! Na lotnisku w Berlinie nie ma niestety jednego terminalu tranzytowego na loty w Europie (albo my go nie znaleźliśmy) i jeszcze raz trzeba przejść kontrolę bezpieczeństwa. Tym razem to już za dużo. Film do aparatu może tego nie przeżyć i prześwietlić się podczas skanowania. Przemysław prosi o tzw. kontrolę ręczną. Duży błąd. Pracownik ochrony robi niezbędne testy i informuje, że dalej nie polecimy. Musi wezwać policję. Do odlotu zostało może 30 minut.
Warszawa – Amsterdam. Film, w którym była bomba
Piękny citybreak. Dobrze, że to nie majówka, bo przed oczami mamy już wizję gnicia w niemieckim więzieniu. Nie pytamy, jaki rodzaj bomby wykryli w filmie Lomography 800 pracownicy lotniska. Nikomu nie jest do śmiechu. Może z wyjątkiem uzbrojonych policjantów. Zaczynamy kontrolę macaną. Wszystkie rzeczy Przemysława lądują na taśmie, panowie z ochrony skrupulatnie sprawdzają każdą parę majtek, wszystkie podkoszulki, a nawet obiektywy. Trzeba pokazać podeszwy jak na lekcji wu-efu. Z czarną podeszwą nie wpuszczają do samolotu? Czas leci. Karabin na szyi policjanta się huśta. Jest gorąco. Dosłownie i w przenośni. W końcu, możemy odejść. Biegniemy do naszego gejtu. Krótki lot i wysiadamy w Amsterdamie. Co jeszcze może się zepsuć? Zgadnijcie.
KLM do Amsterdamu: Co mogło się zgubić?
Bagaże leniwie suną po taśmie. Jeden, drugi, trzeci. Stara baba łapie czerwoną walizkę, ktoś krzyczy do dzieci z drugiego końca korytarza, by zabrały jego torbę. Naprzeciwko nas siedzi Amerykanin, który na całe gardło opowiada o jakimś rockowym koncercie. Miło. Gorąco i miło. Bagaże jadą dalej. Jeden za drugim, lot za lotem, maszyna wypluwa kolejne czarne, beżowe i niebieskie walizy. Ale nie naszą. Marcelina interweniuje u pracownicy lotniska, Przemysław waruje przy taśmie, by nic nie przeoczyć. Nie ma. Trzeba złożyć wniosek. Godzinę później wypełniamy specjalny formularz. To znaczy, Marcelina wypełnia, bo Przemysław cały dobytek nosi zawsze w podręcznym bagażu.
Zgubiony bagaż: co dalej?
Trzeba opisać kolor, wypełnić swoje dane, powiedzieć, gdzie mają dowieść torbę. KLM, linia którą lecieliśmy z Berlina, oferuje do 100 euro zwrotu na zakupy, by pokryć niedogodności wynikające z braku szczoteczki do zębów i czystych ciuchów. Ale przynajmniej przez jeden dzień musimy radzić sobie sami. Na koniec, hotel “gubi” naszą rezerwację i musimy spać pod gołym niebem. Oczywiście, żartujemy. Przecież już wyczerpaliśmy limit pecha.
PS: Bagaż udało się odzyskać następnego dnia. Został wysłany kurierem do naszego hotelu.
Dodaj komentarz