Włosi to dziwny i bardzo podobny do Polaków naród. Wiele rzeczy załatwiają “na gębę”, na “słowo honoru”, “na piękne oczy”. Tam, gdzie przepisy, urzędnicy i tłumacze nie dają rady pojawia się włoski luz i metoda załatwiania wszystkiego odpowiednio długą i głośną rozmową. Gdyby Polacy mieli odrobinę więcej luzu i lepszą opaleniznę to … zapewne byliby Włochami. Oto cztery historie, które najlepiej podsumowują podejście Sycylijczyków i mieszkańców południa Włoch do życia.
Pocztówka z Katanii
Przylatujemy w nocy. Błądzimy po lotnisku z bagażami na plecach i duszą na ramieniu w poszukiwaniu naszej wypożyczalni samochodów. Nic na lotnisku nie jest oznaczone tak jak być powinno. Pytamy kolejne osoby, wszyscy wiedzą doskonale jak nas pokierować, nawet jeśli nie znają angielskiego. Nie wiesz? Pytasz. Tym sposobem, w zupełnie innym miejscu, niż to gdzie pierwotnie miała być wypożyczalnia, odnajdujemy halę, w której siedzibę ma kilka firm oferujących auta na wynajem. Na tym, oczywiście nie koniec problemów. Pani za kontuarem jest miła, a urodą przypomina Lindę Ferguson z Orange is The New Black.
Szybkie sprawdzenie formalności rejestracyjnych. Tak, mamy rezerwację. Tak, płacimy kartą, a właściwie to zapłaciliśmy już za wszystko miesiąc temu. Nie, nie mamy karty kredytowej. Nie, debetowa nie działa. Nic, że udało nam się zrobić rezerwację przy użyciu dokładniej tej samej karty. Linda patrzy na nas bezradnie i uruchamia negocjacje. Z rozmowy między nią a jej kolegą, nazwijmy go “Giovanim”, wynika, że coś jest nie tak. Giovani wygląda na oburzonego propozycjami Lindy. Z gestykulacji, mimiki i tonu głosu da się wyczytać, że coś tu nie gra, ale LInda się stara. Napięcie rośnie. Przychodzi trzecia osoba i momentalnie zostaje zaangażowana w dyskusję. 20 minut później Linda oznajmia: Don’t worry, coś wymyślę. Mija pięć minut i wręcza nam kluczyki do samochodu. Do jej stanowiska w trakcie, gdy wypełniamy dokumenty podchodzi dwóch Anglików.
-Można płacić kartą debetową? – pyta jeden z nich – nie można – odpowiada Linda i uśmiecha się dyskretnie do nas. Jej uśmiech zdaje się mówić: witajcie na południu!
Pocztówka z Taorminy
Magnesy. Magnesy to nasz fetysz. Nie byle jakie magnesy, tylko ładne, rzemieślnicze magnesy, kolorowe, takie, które cieszą oko. Znaleźliśmy takie. W sklepie pracuje starszy pan, wygląda jakby sam wyrabiał kolorowe przywieszki na lodówkę. Gdy wchodzimy, zapala mu się błysk w oku. Pokazuje nam wszystkie magnesy, które uważa za ładne. Wybieramy zupełnie inne. Mężczyzna zabiera się więc do pakowania. Staje za ladą i misternie zawija każdy magnesik w ozdobny papier, który następnie owija ozdobną wstążką. Marcelina spogląda na niego i chcąc oszczędzić mu fatygi mówi – no, no,no, no – nie trzeba przecież, szkoda papieru.
Mężczyzna podnosi głowę i wlepia w klientkę zimne spojrzenie – si, si, si, si! – ucina krótko i wraca do swojego misternego pakowania.
Pocztówka z Palermo
Restauracja w jednym z zaułków w centrum. Noc, duszno, dobrze powyżej dwudziestu stopni. Byliśmy w tym lokalu dzień wcześniej, bo przyjmujący nas kelner dobrze znał angielski, a jedzenie było naprawdę dobre. Decydujemy się na rewizytę. Siadamy na ogródku zaimprowizowanym na placu między kamienicami. Patrząc w okna dostrzec można mieszkańców kamienic sąsiadujących z lokalem. Czekając na odbiór zamówienia obserwujemy jak właściciel, śniady rastaman – hipis, chodzi od stolika do stolika zajmuje się zagadywaniem gości. W pełnym momencie, tuż przed stolikami pojawia się samochód. Rozbawieni goście, którzy siedzieli na drodze pojazdu wstają i wraz z kelnerem i innymi gośćmi przenoszą stolik. Naszym oczom ukazuje się blokowany dotąd wjazd do garażu. Samochód wjeżdża, goście wracają na miejsce. Witamy na południu, chciałoby się rzec.
Pocztówka z Katanii 2
Marcelina jest przekonana, że zaraz nas zastrzelą. Wszystko to po przeczytaniu wszystkich internetowych opowieści o Sycylii! Zza okna słychać wystrzały. Jest noc. Na słabo oświetlonej ulicy panuje dziwne poruszenie. Boom. Cisza i za chwilę znowu: BOOM. Przemysław podchodzi do okna i jak dobry mąż oznajmia:
-Wiesz co, tam gość leży. Chyba się strzelają – ha ha ha śmieszek. Marcelina nie daje za wygraną.
– Nie podchodź do okna! – mówi roztropnym, ale pełnym przerażenia głosem
-Cholera, to chyba Mafia – Przemo ciągnie żart roku, bo jest mężem na medal.
-Ja usiądę tutaj na łóżku – mówi Marcelina i siada prostując plecy z rękami na kolanach, z dala od okna – jakby jakaś zabłąkana kula tu wpadła – mówi zupełnie serio.
-Przemysław spogląda raz jeszcze za okno. 23:30, środek tygodnia, dzień roboczy.
Na końcu ulicy ktoś puszcza fajerwerki. Dlaczego? Witajcie na południu.
Dodaj komentarz